Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiada nowy rozdział w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości. Projekt ustawy o przywróceniu praworządności ma – według zapowiedzi ministra Waldemara Żurka – zakończyć chaos w sądach, usunąć skutki decyzji tzw. neoKRS i przywrócić obywatelom pewność, że sędziowie działają zgodnie z Konstytucją. W praktyce jednak dla przeciętnego obywatela to może oznaczać jedynie zmianę szyldów i nazwisk, nie zaś realne poczucie sprawiedliwości na sali rozpraw.
Od lat mówi się o potrzebie naprawy sądownictwa. Polacy słyszą o „neosędziach”, „bezprawnych powołaniach” i „niezależnych instytucjach”, ale w ich codziennych doświadczeniach z sądami niewiele się zmienia. Sprawy nadal ciągną się miesiącami, uzasadnienia wyroków bywają lakoniczne, a poczucie nierówności wobec prawa jest powszechne.
Nowa ustawa ma uporządkować status sędziów powołanych w latach 2018–2025 przy udziale neoKRS. Zmiany dotyczą tysięcy osób, które przez lata wydawały wyroki, często w najprostszych sprawach obywatelskich – o spadki, alimenty czy prawo jazdy. Choć ministerstwo zapewnia, że orzeczenia tych sędziów będą utrzymane w mocy, wielu prawników zwraca uwagę, że „porządkowanie” wstecznych decyzji to proces nie tylko prawny, ale i społeczny. Zaufania do sądów nie da się przywrócić ustawą.
Problem w tym, że nawet jeśli reforma usunie skutki błędów systemowych, nie rozwiązuje ona głównego problemu polskiego sądownictwa – jego oderwania od obywatela. Przez lata sądy niższych instancji pozostawały symbolem formalizmu i braku zrozumienia dla zwykłych ludzi. To tam zapadają wyroki, które najbardziej bolą – te, które decydują o majątku, dzieciach, pracy. I to tam właśnie poczucie niesprawiedliwości jest największe.
Minister Żurek zapewnia, że projekt zwiększy efektywność sądów i przywróci obywatelom wiarę w państwo prawa. Ale dla kogoś, kto czeka dwa lata na rozpatrzenie apelacji, takie deklaracje brzmią jak obietnice składane w kolejce do okienka.
Trudno nie dostrzec też, że reforma, choć ambitna, ma charakter instytucjonalny – dotyczy sędziów, struktur i procedur, ale nie samego doświadczenia sprawiedliwości. A przecież dla większości Polaków to nie nazwisko w KRS, lecz jakość orzeczenia i sposób traktowania przez sąd stanowią o zaufaniu do państwa.
Nie brakuje głosów, że naprawianie sądów powinno iść w parze z ich humanizacją – z podejściem do stron jak do ludzi, a nie do numerów w repertorium. Tymczasem w komunikatach ministerstwa próżno szukać słów o kulturze orzekania, empatii czy przejrzystości postępowań.
Reforma być może zamknie rozdział związany z politycznymi nominacjami, ale niekoniecznie otworzy nowy – ten, w którym obywatel znów uwierzy, że sprawiedliwość nie jest przywilejem, lecz prawem.





