środa, 12 listopada, 2025
spot_img
spot_img

Najpopularniejsze

Zobacz również...

Dyscyplina zamiast demokracji. Jak partyjne lojalności duszą samorząd na przykładzie „dzisiejszego” Szczecina

Radni Szczecina zdecydowali o przesunięciu ponad 38 milionów złotych, które pierwotnie miały zostać przeznaczone na modernizację stadionu Świtu Szczecin. Środki, które politycy Koalicji Obywatelskiej obiecywali grudniu 2024 roku, trafią teraz na inne inwestycje sportowe. Dla piłkarzy i kibiców klubu z północy miasta ta decyzja była ciosem, a dla części radnych – moralnym dylematem. Bo jak głosować: zgodnie z przekonaniem, że obietnic należy dotrzymywać, czy bezrefleksyjnie zgodnie z poleceniem partii?

Okazało się, że w szczecińskiej Radzie Miasta zwyciężyła dyscyplina, a nie przekonanie. Radne Zuzanna Jeleniewska i Dorota Gródecka, które nie poparły decyzji większości klubu Koalicji Obywatelskiej, zostały zawieszone w prawach członkiń klubu. Oficjalny powód – złamanie dyscypliny partyjnej. Nie pomogło, że jedna z nich nie była obecna na głosowaniu, a druga po prostu nie wzięła w nim udziału.

W samorządzie, który powinien być przestrzenią niezależności i lokalnego dialogu, lojalność wobec partyjnej centrali okazała się ważniejsza niż lojalność wobec mieszkańców.

Samorząd jak parlament

Sytuacja ze Szczecina to tylko wierzchołek góry lodowej. Mechanizm partyjnej dyscypliny, znany z parlamentu, od lat przenika do samorządów. Radni, którzy formalnie są wybierani przez lokalne społeczności, coraz częściej stają się elementem partyjnej układanki. Mają głosować „jak trzeba”, a nie „jak czują”. W efekcie, w miejsce debaty publicznej pojawia się dyscyplina klubowa, a w miejsce odpowiedzialności – polityczna lojalność.

Takie podejście niszczy ideę samorządności u samych podstaw. Bo samorząd to nie przedłużenie Sejmu, tylko najbliższy obywatelowi poziom władzy. To tu powinny ważyć się decyzje dotyczące codziennego życia – dróg, szkół, boisk, domów kultury. A jednak coraz częściej decyzje te zapadają nie w salach sesyjnych, ale na zamkniętych posiedzeniach klubów, w gronie kilku osób ustalających, kto „może”, a kto „nie może” mieć innego zdania.

Lojalność ma swoją cenę

W przypadku Jeleniewskiej i Gródeckiej decyzja o zawieszeniu to jasny sygnał: „nieposłuszeństwo się nie opłaca”. Radne mają też stracić rekomendacje do prowadzenia komisji rady miasta. Tak wygląda polityczna ekonomia lojalności – stanowiska, wpływy, prestiż w zamian za milczenie i zgodę.

Ale ta cena jest znacznie wyższa, niż się wydaje. Bo za każdym razem, gdy ktoś z lokalnych radnych przestaje mówić własnym głosem, tracą mieszkańcy. Tracą ci, którzy zaufali, że ich reprezentant będzie niezależny. Traci wspólnota, która zamiast rozmowy dostaje decyzje zapadające w cieniu partyjnych kalkulacji.

Choć sprawa dotyczy dużego miasta, stolicy Pomorza Zachodniego, podobne mechanizmy widać coraz częściej w małych gminach i miasteczkach. Tam, gdzie lokalne struktury partii decydują o pracy w urzędzie, w spółce komunalnej, w radzie nadzorczej czy w szkole. To już nie jest demokracja lokalna – to sieć zależności, w której głos mieszkańca liczy się tylko wtedy, gdy nie kłóci się z interesem politycznym. W ten sposób nawet najdrobniejsze decyzje – o placu zabaw, remoncie drogi czy dotacji dla klubu sportowego – stają się elementem partyjnej układanki.

Demokracja, która traci sens

Dyscyplina partyjna w samorządach ma jeszcze jeden, groźniejszy efekt – zniechęca ludzi do udziału w życiu publicznym. Po co startować w wyborach, skoro decyzje i tak zapadają „na górze”? Po co rozmawiać z radnym, skoro wiadomo, że nie zagłosuje po swojemu? W ten sposób samorząd traci swoją podstawową funkcję – bycia głosem mieszkańców.

Demokracja lokalna działa tylko wtedy, gdy jest przestrzenią rozmowy, sporów, kompromisów. Gdy radny nie boi się zagłosować wbrew klubowi, jeśli uzna, że tego oczekują wyborcy. Gdy partie szanują lokalną autonomię, zamiast narzucać linię z centrali.

Sprawa szczecińskich radnych to symboliczny test dla całego samorządowego systemu. Test, ktory Koalicja Obywatelska z kretesem oblała. Test, który pokazuje, że nawet tam, gdzie władza jest najbliżej obywatela, mechanizmy centralnego sterowania potrafią skutecznie uciszyć niezależność.

Ale też przypomina, że demokracja nie broni się sama. Potrzebuje ludzi – odważnych radnych, aktywnych mieszkańców, niezależnych mediów – którzy będą przypominać, że mandat radnego to nie przywilej partii, lecz zobowiązanie wobec wspólnoty. Bo jeśli zabraknie tej odwagi, samorząd przestanie być wspólnotą obywateli, a stanie się tylko kolejnym biurem partii politycznej.

Popularne Artykuły