Na swoim profilu w mediach społecznościowych Bogdan Czaplicki z Przybiernowa – samorządowiec, działacz Koalicji Obywatelskiej – opublikował nocny wpis, który wywołał żywą dyskusję wśród mieszkańców i budzi podziw. Poruszył w nim temat pozornie błahy, a jednak niezwykle istotny: czy samorząd powinien wydawać własną gazetę?
Jak zaznacza autor, pomysł wydaje się na pierwszy rzut oka szlachetny – gmina informuje o inwestycjach, osiągnięciach, wydarzeniach kulturalnych i życiu społecznym. W teorii ma to być pomost między władzą a mieszkańcami, źródło rzetelnej informacji i przykład przejrzystości w działaniu. Problem w tym, że teoria rzadko spotyka się z praktyką.
– W praktyce bywa jednak nieco inaczej. Z czasem „gazeta informacyjna” coraz częściej przypomina… biuletyn sukcesu. Na pierwszej stronie uśmiechnięty wójt przecina wstęgę, w środku burmistrz wręcza dyplomy, a na końcu sołtys dziękuje wszystkim za „owocną współpracę”. I choć każdy z tych momentów ma swoje znaczenie, trudno nie zauważyć, że krytyczne głosy – te mniej wygodne – jakoś dziwnie znikają między kolumnami – pisze wójt Przybiernowa.
Czaplicki zauważa, że wiele takich publikacji z czasem zamienia się w „biuletyny sukcesu”, gdzie na pierwszej stronie wójt przecina wstęgę, w środku burmistrz wręcza dyplomy, a na końcu sołtys dziękuje wszystkim za współpracę. Brakuje natomiast miejsca dla głosów krytycznych czy trudnych tematów.
– To trochę jak wystawiać sobie samemu świadectwo z zachowania – pisze autor. – Zawsze istnieje pokusa, by postawić sobie ocenę „wzorowy”.
Nierówna gra z niezależnymi mediami
W poście pojawia się też ważny wątek konkurencji na lokalnym rynku medialnym. – Kiedy samorząd finansuje gazetę z budżetu, niezależne redakcje, które muszą utrzymać się z reklam i sprzedaży, mają znacznie trudniej – zauważa Czaplicki. To jak sytuacja, w której „wójt otwiera piekarnię i sprzedaje chleb po kosztach z budżetu gminy” – niby niezakazane, ale z pewnością nieuczciwe wobec innych.
Czaplicki przypomina też o roli niezależnych mediów. Rzetelne dziennikarstwo wymaga dystansu, odwagi i krytycznego myślenia – a tego urząd, z samej definicji, mieć nie może.
– Urząd nie może być krytyczny wobec samego siebie. Nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że to po prostu nie jego rola – zauważa.
Zdaniem wójta Przybiernowa papierowe biuletyny nie są już potrzebne w czasach Facebooka i stron internetowych. Gminy mogą przekazywać informacje szybciej i taniej online. Jednocześnie Czaplicki przestrzega przed nadużyciami w komunikacji internetowej – fałszywymi informacjami, emocjonalnymi dyskusjami i hejtem.
– Facebook nie jest Hyde Parkiem. Mniej emocji, więcej faktów – podkreśla.
Najmocniejszy fragment wpisu dotyczy pluralizmu i prawa do krytyki.
– Gazeta bez różnych opinii to nie dialog, tylko echo – pisze Czaplicki. Demokracja potrzebuje pytań, także tych niewygodnych.
Na koniec autor dodaje z dystansem:
„Nie chodzi o to, by samorząd milczał. Wręcz przeciwnie – mieszkańcy mają prawo wiedzieć, co dzieje się w ich gminie. Ale może zamiast drukować własną gazetę, lepiej wspierać lokalne, niezależne media, które zrobią to profesjonalnie i z dystansem. Bo jeśli każda gmina ma swoją gazetę, to kto jeszcze zapyta: dlaczego ten plac zabaw kosztował dwa razy więcej niż planowano?”
Wpis Bogdana Czaplickiego to głos w ważnej debacie o granicach samorządowej komunikacji i uczciwości w przekazie publicznym. Pokazuje, że nawet dobre intencje – bez refleksji i przejrzystości – mogą skończyć się nie tam, gdzie powinny: w drukarni zamiast w dialogu z mieszkańcami.
Postawa Bogdana Czaplickiego zasługuje na szczególną uwagę – to rzadki i odważny głos w debacie o tym, czy samorządy w ogóle powinny mieć prawo do wydawania własnych mediów. Jego refleksja nabiera dodatkowego znaczenia w kontekście sytuacji w gminie Kołbaskowo, która stała się już w całej Polsce przykładem braku etyki w tej sferze. To właśnie tam przewodnicząca rady gminy pełniła jednocześnie funkcję redaktorki naczelnej lokalnego biuletynu, co budziło poważne wątpliwości co do niezależności i uczciwości przekazu. W miniony piątek została odwołana z funkcji przewodniczącej ze względu na utratę zaufania.





