We wtorek w Sejmie rozpoczęły się prace nad projektem ustawy o zakazie hodowli zwierząt na futra. Sprawą zajmuje się Nadzwyczajna Komisja ds. Ochrony Zwierząt, a samo posiedzenie określono jako przełomowe – to pierwszy realny krok w stronę zamknięcia w Polsce branży, która od lat budzi ogromne kontrowersje społeczne.
Projekt złożony przez posłankę Małgorzatę Tracz, przygotowany we współpracy z organizacjami prozwierzęcymi, zakłada całkowity zakaz otwierania nowych ferm, pięcioletni okres przejściowy dla już istniejących oraz system odszkodowań i odpraw dla pracowników. Alternatywny projekt, złożony przez grupę posłów PiS i Konfederacji, przewiduje znacznie dłuższe, piętnastoletnie wygaszanie branży, co – zdaniem obrońców zwierząt – de facto oznaczałoby utrwalenie status quo na kolejną dekadę.
Debata w komisji po raz kolejny ujawniła rosnącą przepaść między społecznymi oczekiwaniami a interesami ekonomicznymi wąskiej grupy hodowców. Badania opinii publicznej pokazują, że ponad 70 procent Polek i Polaków popiera wprowadzenie zakazu. Przeciwnicy ferm futerkowych podkreślają, że przemysł ten nie ma już uzasadnienia ani ekonomicznego, ani moralnego – popyt na naturalne futra gwałtownie spada, a warunki, w jakich przetrzymywane są zwierzęta, nie spełniają podstawowych standardów dobrostanu.
Norki, lisy i jenoty – główne gatunki hodowane w Polsce – wykazują silne zaburzenia behawioralne: stereotypie, samookaleczenia, agresję i apatię. Hodowla w ciasnych, drucianych klatkach uniemożliwia im realizację naturalnych zachowań, takich jak kopanie, pływanie czy tworzenie legowisk. W sierpniu Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności potwierdził, że warunki na fermach nie pozwalają zaspokoić podstawowych potrzeb tych zwierząt, a stosowane rozwiązania techniczne prowadzą do chronicznego bólu i urazów kończyn.
Problem nie dotyczy wyłącznie cierpienia zwierząt. Fermy futrzarskie od lat są źródłem konfliktów z lokalnymi społecznościami. Mieszkańcy miejscowości, w których funkcjonują takie zakłady, skarżą się na uciążliwy odór, degradację gleby i wód oraz obniżenie wartości nieruchomości. W niektórych regionach zanieczyszczenie środowiska doprowadziło do ograniczenia działalności rolniczej w sąsiedztwie ferm. Coraz częściej pojawia się też argument ekologiczny – norka amerykańska, główny gatunek hodowany w Polsce, została w tym roku wpisana na listę inwazyjnych gatunków obcych Unii Europejskiej ze względu na zagrożenie, jakie stanowi dla rodzimych populacji ptaków i ssaków.
Branża futrzarska wciąż broni się, argumentując, że stosowane metody uśmiercania są „humanitarne”, a zakaz hodowli oznacza utratę miejsc pracy i wpływów z eksportu. Jednak nawet część parlamentarzystów z ugrupowań centrowych i konserwatywnych przyznaje, że dalsze utrzymywanie ferm jest społecznie nieakceptowalne, a system rekompensat i pięcioletni okres przejściowy to rozwiązanie, które pozwoli hodowcom na spokojne przebranżowienie.
Decyzja komisji, która zapadnie w przyszłym tygodniu, otworzy drogę do sejmowego głosowania. Jeśli projekt zostanie przyjęty, Polska dołączy do grupy państw europejskich – w tym Niemiec, Czech, Norwegii i Wielkiej Brytanii – które całkowicie zakazały hodowli zwierząt na futra.
Dla wielu obrońców zwierząt to moment przełomowy, który może zakończyć wieloletni spór między etyką a zyskiem. Dla zwierząt – szansa na koniec życia w klatkach. A dla społeczeństwa – test, czy empatia i wrażliwość są dziś w Polsce wartością realną, czy jedynie deklaracją w sondażach.





